Recenzja filmowa nr 627: Jurassic World: Odrodzenie (PLAKAT) - Reporter-24.pl
Wiadomości
wszystkie

Recenzja filmowa nr 627: Jurassic World: Odrodzenie (PLAKAT)

Recenzja również na: mediakrytyk.pl

Nasze poprzednie recenzje alfabetycznie

Plakat i informacje o filmie

 

Patrząc na wyniki finansowe kolejnych filmów, wydaje się pewne, że ekranowym dinozaurom nie grozi wyginięcie. Duża w tym zasługa takich widzów jak ja, których od trzydziestu lat do kina zagania sentyment względem kultowej pierwszej części. Nieważne ile ich jeszcze powstanie i jak absurdalne będą opowiadać historie. To nie oznacza jednocześnie, że pozostaję wobec tej serii bezkrytyczna, ma ona bowiem swoje wzloty i upadki, a ostatnia propozycja zalicza się niestety do tej drugiej kategorii.

Jesteśmy kilka lat po wydarzeniach z ostatniego filmu, w świecie, w którym dinozaury są na porządku dziennym i nie wzbudzają już większych emocji. Do tego nasz klimat im nie służy, więc przenoszą się bliżej równika, gdzie mają najlepsze szanse na przeżycie. Tam też na jedną z wysp zmierzają nasi „bohaterowie”, co jest określeniem mocno na wyrost, gdyż zakłada jakieś cechy osobowościowe, a takich tu nie stwierdzono. To jeden z największych grzechów tego filmu. Prawie nikomu się tu nie chce, a najmniej scenarzyście.

Efekty specjalne dają radę, dinozaury prezentują się spektakularnie i przerażająco. Jednak żeby scena akcji działała, musi być opakowana w odpowiedni kontekst, a takiego tu brakuje. Bo jeżeli na nikim mi tu nie zależy i generalnie nie obchodzi mnie powodzenie przeprowadzanej misji, to nie będę siedzieć na krawędzi fotela, gdy krwiożerczy T-Rex zacznie atakować. Nasi „bohaterowie” wybierają się na niebezpieczną misję, żeby pobrać próbki krwi od dinozaurów, co ma pomóc stworzyć lek na choroby serca. Jest to nam wyjaśnione poważnym tonem i medycznym żargonem. Nie daje się jednak zamaskować faktu, że wszystkim zależy wyłącznie na pieniądzach. Dla widzów to trochę za mało, więc twórcy dorzucili jeszcze rodzinę w potrzebie, której łódkę wywróciły dinozaury, (wypadek nie do przewidzenia dla kochającego ojca, który organizuje wycieczkę dla dzieci w pobliżu niebezpiecznych bestii). Mamy więc do wyboru bohaterów wyrachowanych lub głupich. Nie można się dziwić, że kibicowałam dinozaurom.

Od razu wiadomo kogo zjedzą w pierwszej kolejności, a nawet jaki przebieg będą miały kolejne ataki. Wieje nudą. To siódmy film i trudno spodziewać się fajerwerków, jednak taka wtórność i bezpłciowość dziwi. Twórcy muszą naprawdę być pewni sukcesu, skoro nie chciało im się nawet napisać jednego w miarę ciekawego dialogu, a aktorzy (wśród nich dwukrotny laureata Oskara) grają na jałowym biegu. Nie wiem też o jakim „odrodzeniu” mowa w tytule. Zdecydowanie bardziej pasowałoby: „degeneracja”, „upadek” lub „schyłek” kreatywności w ukazaniu dinozaurów na ekranie.

(Ala Cieślewicz)

Reż. Gareth Edwards

Ocena: 5/10